Jestem trochę ekscentryczką i introwertyczką, więc poznawanie ludzi, a zwłaszcza późniejsze utrzymywanie znajomości, przychodzi mi z trudem. Francja sama w sobie stanowiła cel mojego przyjazdu, ale okazało się, że fajnie jest się do kogoś nowego odezwać, porozmawiać, odkryć inny sposób życia, porównać doświadczenia. Chyba już pisałam tutaj o spotkaniach franco-slave, dzięki nim właściwie będę miała jedne z najlepszych wspomnień z tego wyjazdu. Spotkania w irish pubie co poniedziałek zawsze przynoszą ciekawe rozmowy w różnych trzech językach, a poza tym ciągle coś nowego wymyślamy i spotykamy się jak starzy znajomi. Dzięki nim nie czuję się tutaj tak bardzo sama i poznaję Francję od kuchni.
To z nimi zaliczyłam pierwszą domówkę, upiłam się we Francji (niechlubne wydarzenie), grałam w japońskie gry, wypiłam pierwsze Beaujolais, szukałam w gumiakach muszelek na obiad, rozmawiałam na poważnie po francusku, a ostatnio lepiliśmy wspólnie pierogi: