salut! czyli pierwszy tydzień za mną!

Nantes to dawna stolica Bretanii, a obecnie centrum obszaru Loire-Atlantique. Jest to też podobno drugie miasto (po Paryżu) pod względem rozwoju kulturalnego. To szóste pod względem wielkości miasto we Francji podobno w 35% zamieszkane jest przez studentów. Znane jako miejsce wydania edyktu nantejskiego, urodzin Juliusza Verne i śmierci Louisa de Funès. To tyle jeśli chodzi o wiedzę, gdzie w ogóle wylądowałam. 

Większość informacji o zwyczajach Francuzów, różne stereotypy o ich przyzwyczajeniach i zachowaniach sprawdzają się. Francuzi traktują lunch jak rzecz świętą, a wieczorami zajadają crêpes, piją sporo wina i wodę z kranu. W sklepach przeważają masła solone nad zwykłymi, jogurty pakowane są w "pakach" a nie pojedynczo. 

To prawda, że Francuzi niechętnie posługują się angielskim. Jest jednak na to metoda, którą z powodzeniem stosuję we wszelkich miejscach. Przychodząc załatwiać cokolwiek zazwyczaj najpierw mówię po francusku jak najwięcej się da - czasem wystarcza, a jeśli nie - wtedy można kontynuować rozmowę po angielsku. W większość przypadków to działa. 

Wreszcie mogę swobodnie porozmawiać o Le Roi Soleil. Koleżanki ze studiów - rodowite Francuzki - z uznaniem kiwają głowami, gdy rozmawiamy o mojej pasji do Francji, o Ludwiku XIV, o Le Roi Soleil. Wiedzą kim jest Emmanuel Moire i Christophe Maé. Francuzi twierdzą, że mam większą wiedzę na temat Francji niż niejeden Francuz. 

Wciąż niewiele zwiedziłam. Wyjątkowo długo przechodziłam jetlag, a dodatkowo załatwiałam sporo formalności i do tego miałam codziennie zajęcia w mojej szkole SciencesCom. 


Co najpierw kupiłam?

 Passage Pommeraye mijam codziennie w drodze na uczelnię.

Wszystkie komputery w SciencesCom to iMaci!

Dopiero tydzień, a ja planuję już wycieczki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz